Miłość (Amour) – Michaela Haneke

Miłość Michaela Haneke to film odważny i dojrzały, choć posępny w wymowie, to poruszający jakże istotne kwestie ostateczne, których kino współcześnie unika, a mianowicie śmierć, cierpienie i odpowiedzialność za drugiego człowieka. Skonstruowana, tragiczna sytuacja, w jakiej obserwujemy bohaterów, jest tak naprawdę banalnym i jakże codziennym dramatem wielu tysięcy osób. Tutaj stanowi podstawę do rozważań o sensie życia, miłości, poświęcenia, o fundamentalnym znaczeniu prostych gestów, o tym co przemija, a co zostaje.

Śmierć jest tu procesem, powolnym zanikaniem, przemianą, z którą tym bardziej trudno się pogodzić, jeśli następuje tak wolno, że możemy ją obserwować dzień po dniu, jej kolejne etapy. Gdy przychodzi nagle, jest szokiem, wielką traumą, lecz chwilową, wysokim c na strunach życia. Przyglądanie się zaś powolnej śmierci to okrutna podróż na skraj naszej wytrzymałości, którą jesteśmy w stanie odbyć z pomocą współczesnej medycyny i opieki paliatywnej.

Haneke pokazuje nam, że miłość znaczy odpowiedzialność, obowiązek, płynący nie z przymusu, a z wewnętrznej potrzeby serca, bezinteresownej i bezwarunkowej. W ostatnim stadium życia miłość jawi się jako czysta caritas, która otacza opieką i troską ukochaną osobę. Jakże to daleki obraz od współcześnie lansowanego modelu miłości, opartej na namiętności i erotyce, stroniącej od wszelkich powinności wobec drugiej osoby, skupiającej się na sferze przyjemności i dalekiej od trosk.

To kim jesteśmy, ile znaczymy bez pamięci, bez wspomnień, zależy od tego, kto o nas jeszcze pamięta. Przemiana głównej bohaterki, jaka dokonuje się na naszych oczach jest tym, z czym wielu z nas będzie się musiało zmierzyć, jest utratą tożsamości, intymności, godności. Powstaje wówczas problem przedłużającego się cierpienia i naszego przyzwolenia na nie, sensu trwania w wyniszczającym procesie umierania. Haneke pokazuje, że cierpienie to wyzwanie, z którym nie każdy jest w stanie sobie poradzić. Cierpienie współgra tu z bezsilnością, a jedynym aktem odwagi jest to, by w nim trwać. Kultura, religia, wymaga, aby przyjąć cierpienie na swoje barki, podążać z nim, bezgranicznie wierząc w jego sens i przesłanie. Cierpienie ma uwznioślać, odkupić, zbawić, czy nawet wzbudzić podziw. Skracanie cierpienia nie jest powszechnie akceptowane, a wręcz traktowane jako ucieczka, rodzaj tchórzostwa, słabości, niedojrzałości, braku rozwagi.

Haneke przekazuje nam, że zabójstwo może być także aktem miłości, a wyzwolenie z cierpienia nie musi być obarczone piętnem porażki. Wydawać by się mogło, że to wbrew wszelkim zasadom i tradycjom, wbrew europejskim, cywilizowanym obyczajom. Należy jednak pamiętać, że zabójstwo z litości, było znane europejczykom od tysięcy lat, tak niegdyś skracano cierpienie ukrzyżowanym, wbitym na pal, rannym śmiertelnie w bitwach, zabijano starych, niedołężnych, nieuleczalnie chorych, czasem niepełnosprawnych. Współczesna cywilizacja rozwinęła wprawdzie pewne środki zapobiegawcze nadmiernemu cierpieniu, ale wciąż nie potrafi uśmierzyć go we wszystkich przypadkach. Nie potrafi również uśmierzyć cierpienia osoby współtowarzyszącej cierpiącemu. Akt skrócenia cierpienia, jakiego dokonał bohater filmu, jest aktem przede wszystkim wobec niego samego. Jego ból jest innego rodzaju, to ból natury psychicznej, trauma związana ze stratą najbliższej mu osoby.

Film ten jest także o granicy naszej wytrzymałości, poza którą jest już tylko niebyt, przeraźliwa pustka nieistnienia i samotności. Haneke stworzył obraz jednocześnie przerażający i piękny, połączenie, które rzadko kiedy jest trafione i w dobrym tonie. Estetycznie minimalistyczny, w wyrazie maksymalny, prawdziwa uczta dla koneserów kina.

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *