Co by się stało, gdyby zwierzęta wymierzyły nam karę za nasze postępowanie wobec nich? Biały Bóg to niekonwencjonalna przypowieść o tym, że człowiek nauczył się bezwarunkowo i bez skrupułów kontrolować przyrodę. Ona zaś jest mu posłuszna, ale do czasu, aż nie zostanie przekroczona granica okrucieństwa i wyzysku, wówczas może obrócić się przeciw niemu.
Film jest wręcz brawurowo zagrany i sfotografowany, dużym wyzwaniem dla ekipy musiały być sceny ze zwierzętami, które wyglądają niezwykle przekonująco. Doskonała jest również muzyka, która buduje nastrój filmu i jest ważnym elementem akcji. Czyżby twórcy filmu sugerowali, że to właśnie ta działalność człowieka jest swego rodzaju zwornikiem, między nim a światem przyrody? Muzyka jest tu symbolicznym okazaniem wrażliwości, której zabrakło ludziom w ich dominacji nad przyrodą. Jest też magicznym zaklęciem, niczym w Czarodziejskim flecie, dzięki któremu można pokonać żywioły. Muzyka sprawia, że świat znowu wraca do stanu równowagi, ale na jak długo?
Film ma wymiar symboliczny i moralizatorski, jednak stroni od prostej narracji i łatwych rozwiązań. Przebieg wydarzeń jest prawdopodobny, konflikty budowane są wielopłaszczyznowo, a ich zakończenie nie jest jednoznaczne. Niedopowiedzenia, enigmatyczność i nastrój grozy to wielkie atuty tego filmu. Kino dla koneserów, choć jeśli są wśród nich miłośnicy czworonogów, to mogą być wstrząśnięci niektórymi scenami. Lepiej unikać pokazywania filmu dzieciom.